Praca podyplomowa

No i już kolejne dzieło dokończone. W poniedziałek odezwał się mój opiekun pracy podyplomowej – przeczytał pracę, uwag trochę było, głównie sprawy techniczne. Siedzieliśmy z Sebastianem w poniedziałek do 1 w nocy, żeby jak najszybciej to poprawić… ale jeszcze i we wtorek miałam, co poprawiać ( po ponownym telefonie opiekuna :)) – znów głównie sprawy techniczne – automatyczny spis treści, dzielenie wyrazów, podział tabelek wraz z nazwami tabelek, interlinia, takie tam niby bzdety, ale czasu trochę zajęły.

W środę pojechałam wydrukować pracę, oprawić ( miała być sklejona i taka była) i złożyć na PG na WZiE, trochę zapomniałam, gdzie tam był sekretariat, ale zadzwoniłam i złożyłam pracę, przy okazji zmieniając nazwisko. Dyplom muszę odebrać osobiście – nie ma wyręczania się Sebastianem 🙂 . I kolejny etap nauczania zakończony.

Właśnie w środę odwiedziła mnie Emila, było bardzo miło… i to nie ta rudowłosa 🙂 tylko blondynka 🙂 z byłej pracy… teraz w zasadzie to albo u lekarzy bywam, z Sebastianem, Ajrą , a miło pogadać z kimś innym niż z lekarzem, Sebastianem czy psem, dokładnie suką 🙂 , chociaż ona codziennie przy mnie 🙂 .

Ciśnienie jak to ciśnienie raz dobrze, a raz za wysokie… dzisiaj akurat w normie…

Wczoraj wzięłam się za porządki w papierach… najlepiej mi się porządkuje Sebastiana, wiecie, że Sebastian miał bilety miesięczne od 2004 roku ?? 🙂 wszystkie kolejno poukładane 🙂 , dzisiaj miał być ciąg dalszy porządkowania, ale jakoś się ociągam…

Przeczytałam od w zasadzie niedzieli dwie książki, muszę się wybrać do biblioteki i wypożyczyć jakąś nową książkę do czytania…

Znów napadało śniegu, Sebastian wstał przed pracą, żeby odśnieżyć …

I to chyba tyle… zaczęłam gotować zupkę… muszę ją jeszcze dokończyć, a co ogórkowa 🙂

Wyprawa do Nowej Wsi Lęborskiej :)

Teraz to się nazywa wyprawa, a co będzie za kilka miesięcy 😛

Mieliśmy jechać naszym maleństwem, ale ja ostatnio unikam małych samochodów…. był pomysł kolejką, a w końcu będzie łączona podroż kolejka – samochód…

W nocy wiało strasznie…nie mogłam spać, jestem zmęczona…. wiało, padał śnieg i tak oto zrobiło się znów biało za oknem…

Sebastian już była z Ajrą na spacerze, a teraz to już czekamy by wyjść na kolejkę…

Jest u nas Łuki i ma wyjść z Ajrą po południu, bo pewnie wrócimy po dobranocce 🙂 do domu …

Wczoraj byliśmy z Sebastianem na zakupach – w końcu buty zimowe kupione… i dostałam szlafrok od Cioci do szpitala…. szlafrok jak szlafrok, ale się przynajmniej jakoś zawiążę, bo w tym moim niebieskim to nie aż tak bardzo…

A jutro sobie Łuki pojedzie do Wioli w siną dal, a my sobie pójdziemy po obiedzie na spacer z Ajrą do lasu i znów będzie wyczesywanie…ile ona tych kłaków gubi…szkoda gadać…

To miłego dnia… zbieramy się…

Drugi dzień zwolnienia

No i zaczął się trzeci trymestr… trochę burzliwie tak patrząc na to wszystko z boku, ale mam nadzieję, ze w brzuszku trochę spokojniej nasze dzieciątko ma 🙂
Pierwszy trymestr był ciężki i mimo że „tylko” mnie mdliło i senna byłam i kapryśna i wielu rzeczy nie mogłam jeść to dało się żyć :). Niektóre wprawione mamy już mówiły, że w czwartym miesiącu wszystko przejdzie…nie do końca tak u mnie było… w dobrym piątym miesiącu wrócił apetyt na mięsko, ale bardzo powoli…. na słodycze…..na majonez, tzn. nie tyle żebym się objadała, ale mogłam cokolwiek zjeść. Dużo osób nie mogło w to uwierzyć, że nie mogę jeść mięsa – mój brat, teść, a Sebastian hmmm, ile jemu zostawało do jedzenia, bo coś nie takiego kupił…. nie mogłam jeść czosnku, czy ktoś kto mnie zna i wie, jak lubię czosnek, że nie mogłam, go przełknąć….
Jeśli chodzi o wagę to od momentu, kiedy mnie zważyli  ( w 12 tygodniu) w przychodni przytyłam niecałe 6 kg, czyli dużo to nie jest, ale przytyło mi się wcześniej już przed ślubem…tak jakoś 😛 . Pierwszy trymestr był pod znakiem ciągłych dolegliwości zdrowotnych, szczególnie zapalenie pęcherza dało mi się we znaki, ale ogólnie w tych dwóch pierwszych trymestrach tylko 3 dni byłam na zwolnieniu…walczyłam ze sobą jak lwica i też nie chciałam siedzieć za długo w domu i myśleć o głupotach, co przyczyniło się do tego, ze mam pełen przepracowany rok, po zmianie pracy z tej sprzedawczyni z lotniska na pracownika umysłowego 😛 . Ogólnie też już kończę studia podyplomowe, już zajęć nie mam,tylko  zostało poprawienie i złożenie pracy podyplomowej…

Drugi trymestr przeszedł spokojnie…może pod koniec zaczęły się akcje z ekg i echo serca mojego…jeszcze wszystkich badań nie zrobiłam. Ciśnienie zaczęło mocniej skakać… i dlatego przyszedł czas na wypoczynek – drugi dzień zwolnienia dzisiaj, na nie denerwowanie się… a i ręce mocno już od dwóch miesięcy drętwieją, bolą w nadgarstkach…i wizyty u stomatologa – trochę szkód w uzębieniu – nie mogłam też pić do 5 miesiąca mleka, odrzucało mnie, a teraz gorący kubek mleka na noc działa jak balsam 🙂

I tak to z nami kobietami jest…długo nie było widać, ze w ogóle jestem w ciąży, aż tu 3 dni temu pani w tramwaju ustąpiła mi miejsca, ale nadal uważam, ze dużego brzucha nie mam, bo od biedy zapinam się jeszcze w swojej kurtce zimowej…od biedy tzn. gdy nie mam na sobie grubego swetra…

Ten czas może na tyle jest piękny, że Sebastian jest przy mnie i może ma beznadziejną pracę i czasem nie wyjdzie tak, jak się umawiamy, ale zazwyczaj jest przy nas…

Luty – miesiącem naszych urodzin

Tak to jakoś wyszło (tak się dobraliśmy) –  ja i Sebastian obchodzimy urodziny w zasadzie razem… Sebastian 03.02, a ja 07.02 … roczniki co prawda różne troszeczkę 🙂 . Mi stuknęła wczoraj okrągła liczba, bo 30 -stka… i może oprócz tego,a może aż, że w zasadzie wszystko się przewróciło w moim życiu do góry nogami już wcześniej to te urodziny nie zrobiły na mnie wielkiego wrażenia 🙂 …dzień jak co dzień prawie… może więcej smsów, rozmów telefonicznych…najważniejsze to że Sebastian był tego dnia i nie musiał dłużej pracować… chociaż nie obyło się bez stwierdzeń kto pamiętał, a kto nie… Tortu nie było…ale ciasto urodzinowe do pracy zaniosłam – jedno zrobiła moja teściówka, a drugie upiekliśmy we dwójkę ( ja z Sebastianem) i tak, jak zawsze spaliłam w polankowym piekarniku tak, tym razem mocno pilnowałam,żeby nie było spalone – szarlotka wyszła wyśmienicie. Ciasto zjedzone i mogło być więcej 🙂

W sobotę jedziemy na urodzinki do Nasze Walentynki 🙂 Sebastiana Babcia ma urodziny 14.02 – nie jest Walentyną prawdziwą, bo Gertrudą 🙂 . Bardzo lubię jeździć do Sebastiana Babci do Nowej Wsi Lęborskiej, bo mimo że jest tam chłodno w domku, no może domu, bo to duży budynek to czuje się atmosferę tego ciepła domowego…podobnie, jak u toruńskiej Babci Stasi – Mateusza Babci…a chłody nie powinny mi przeszkadzać, bo w zasadzie w tym trzecim trymestrze ciąży to trochę cieplej mi się zrobiło 🙂 ….aby pogoda była w miarę, żebyśmy mogli sobie spokojnie Micrunią pojechać…

To tyle na dzisiaj powoli postaram się uzupełnić wpisy o ślub, wesele, pierwsze miesiące ciąży, sytuację mieszkaniową…. a uwierzcie mi nachodzą mnie teraz takie dziwne myśli….jak to baby w ciąży mają 😛

AAAA i dziękujemy WSZYSTKIM za życzonka 🙂 – Sebastian się śmiał, że o Nim tyle osób nie pamiętało, co o mnie, ale…. ale to ma różne uwarunkowania 😛 …